O tym blogu

Moje zdjęcie
Magister Michał. Z powołania: szczęśliwy mąż i ojciec. Z zawodu: aptekarz, absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu. Z zamiłowania: bloger. Z przekonania: idealista, który sądzi, że zadaniem aptekarza jest udzielić każdemu wyczerpującej informacji o lekach. Zapraszam do czytania, komentowania i zadawania pytań.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Z górnośląskiego zielnika odc. V

Korzenie medycyny sięgają bardzo głęboko w dzieje ludzkości. Potrzeba leczenia chorób towarzyszyła ludziom "od zawsze". Tak samo jak potrzeba wynajdywania skutecznych leków na różne dolegliwości. Przed nastaniem ery przemysłowej surowców do leczenia dostarczała natura: przede wszystkim leczniczych roślin, także substancji pochodzenia mineralnego i zwierzęcego. Wiek XIX przyniósł rozwój nauk chemicznych i nowe leki, otrzymywane drogą syntezy. Większość preparatów ziołowych ustąpiła przed skuteczniejszymi preparatami syntetycznymi (kto dziś pamięta o zielu połonicznika albo pięciornika gęsiego?), część stała się dla inspiracją do poszukiwania nowych leków (np. badania nad działaniem kory wierzby doprowadziły do wyprodukowania popularnej aspiryny), w końcu część oparła się nadejściu chemii i jest stosowana z powodzeniem do tej pory. Mało tego: w dalszym ciągu są prowadzone nad nimi badania, które mają odkrywać ich nowe własności, by można było je bezpiecznie stosować w skojarzeniu z nowymi lekami. Do tej niewielkiej grupy ziół należy opisywany już tutaj czosnek (zobacz http://paniemagistrze.blogspot.com/2011/07/z-gornoslaskiego-zielnika-odc-iii.html), należy też dziurawiec zwyczajny.
Dziurawiec zwyczajny
Hypericum perforatum
Dziurawiec dla naszych pradziadów był rośliną bardzo tajemniczą. Już starożytni Grecy przypisywali mu właściwość odstraszania złych duchów. Aurę niesamowitości roztaczał wokół rośliny fakt, że roztarcie w dłoniach jej żółtych kwiatów barwi skórę na czerwono, a krowy zjadające go w paszy dają później czerwonawo zabarwione mleko. Przez to w niektórych częściach Polski nazywa się go „krewką Matki Boskiej”. Liście dziurawca oglądane pod światło wyglądają, jakby były na całej powierzchni pokłute szpilką. Stąd wzięła się nazwa dziurawiec. Na Górnym Śląsku nazywano go „świyntojońskim zielem”, ze względu na to, że okres jego kwitnienia zaczyna się pod koniec czerwca, kiedy przypada najkrótsza w roku noc świętojańska. Przez to chyba ustawiono go w jednym szeregu z kwiatem paproci i innymi „cudami”, które nauka włożyła między bajki. Dziś wiadomo, że czerwone plamy na rękach wywołuje barwnik hiperycyna, a „dziurki” na liściach to zbiorniki z olejkiem lotnym, który nadaje roślinie charakterystyczny zapach.
Zastosowanie ziela dziurawca w lecznictwie na przestrzeni wieków przeszło dość znaczną ewolucję. Początkowo zwracano uwagę na jego dobroczynny wpływ na układ trawienny, mianowicie pobudzanie przemiany materii oraz wydzielania żółci. Do tej pory stosuje się go przy nieżytach żołądka i jelit, niestrawności, biegunce. Później zwrócono uwagę na jego działanie na układ nerwowy. Już w XVI w. Paracelsus nazwał dziurawiec „arniką dla nerwów”. Obecnie suchy wyciąg z dziurawca przeszedł badania kliniczne i został zatwierdzony do leczenia łagodnych i umiarkowanych epizodów depresyjnych. Wykazano, że jego działanie nie różni się od działania syntetycznych leków przeciwdepresyjnych. Polega ono na hamowaniu zwrotnego wchłaniania substancji przekaźnikowych układu nerwowego: noradrenaliny, serotoniny i dopaminy. Stężenie tych substancji w mózgu zwiększa się, co ma istotny wpływ na podniesienie nastroju. Za takie działanie odpowiadają m.in. hiperycyna, pseudohiperycyna, hiperforyna oraz flawonoidy. Wiem, że to skomplikowane, ale we współczesnej farmacji nie wystarczy stwierdzenie, że jakiś lek działa. Trzeba dokładnie opisać substancje czynne i mechanizm ich działania. Badania kliniczne wiążą się też z określeniem działań niepożądanych leku oraz jego interakcji z innymi lekami. W przypadku dziurawca jedne i drugie są dosyć istotne. Powinno się je poznać, zanim zastosuje się dziurawiec, obojętnie w jakim celu.
Zdarzało się powszechnie, że dziurawiec stosowano razem z różnymi innymi preparatami. Zwrócono uwagę na fakt, że działanie niektórych z nich ulegało osłabieniu, a czasem zanikało zupełnie, nie dając w ogóle efektu leczniczego. Pomiar stężenia tych właśnie leków w surowicy krwi wykazał jego znaczące obniżenie. Winowajcą okazał się być właśnie dziurawiec. Udowodniono, że jego substancje czynne pobudzają do pracy układ enzymatyczny przyspieszający przetwarzanie i wydalanie tych leków z organizmu. Fachowa nazwa tego enzymu to cytochrom P450. Najbardziej podatne na indukcję enzymatyczną (czyli przyspieszenie działania m.in. przez flawonoidy dziurawca) są jego odmiany CYP3A4, CYP2C9 oraz CYP2C19. Co z tego wynika dla przeciętnego pacjenta w aptece? Otóż, przed zakupieniem herbaty, wyciągu albo innego preparatu zawierającego dziurawiec, powinien zapytać on farmaceuty, czy leki, które stosuje obecnie nie dają z nim interakcji, osłabiających ich działanie. Leki bezwzględnie przeciwwskazane to: cyklosporyna (lek zapobiegający odrzuceniu przeszczepu przez organizm), takrolimus (lek immunosupresyjny, stosowany w atopowym zapaleniu skóry), irynotekan (lek przeciwnowotworowy), amprenawir i indynawir (leki stosowane w zakażeniu HIV), warfaryna (lek przeciwzakrzepowy). Szczególną ostrożność należy zachować podczas stosowania takich preparatów jak m.in. amitryptylina (lek przeciwdepresyjny), feksofenadyna (lek przeciwalergiczny), benzodiazepiny (leki uspokajające), simwastatyna (lek obniżający poziom cholesterolu), digoksyna (lek przeciwarytmiczny), finasteryd (lek stosowany w przeroście prostaty). Dziurawiec osłabia też działanie doustnych środków antykoncepcyjnych.
Inną ważną własnością „świyntojońskiego ziela” jest uczulanie skóry na promieniowanie ultrafioletowe. Podczas terapii powinno się unikać intensywnego światła słonecznego oraz innych źródeł promieni UV, jak np. solaria i lampy kwarcowe, ponieważ może grozić to bolesnym poparzeniem. Fotowrażliwość utrzymuje się jeszcze przez kilka dni po odstawieniu leku.
Czasem spotykam się wśród pacjentów z opinią, że „naturalne musi być bezpieczne”. Przykład dziurawca pokazuje, że nie zawsze musi to być prawda. A magister w aptece jest po to, żeby móc go zapytać o wszystko. Okazuje się bowiem, że w świecie leków nie wszystko jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz