O tym blogu

Moje zdjęcie
Magister Michał. Z powołania: szczęśliwy mąż i ojciec. Z zawodu: aptekarz, absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu. Z zamiłowania: bloger. Z przekonania: idealista, który sądzi, że zadaniem aptekarza jest udzielić każdemu wyczerpującej informacji o lekach. Zapraszam do czytania, komentowania i zadawania pytań.

piątek, 17 lutego 2012

Zioła nie zawsze bezpieczne odc. II

Dzisiaj będzie nawiązanie do poprzedniego tematu. Ostatnio pisałem o podbiale i jego właściwościach, zarówno tych dobroczynnych, jak i tych szkodliwych. Podbiał nie jest jedyną leczniczą rośliną, której „kariera” została w ostatnich latach mocno ograniczona przez dokładne badania. Podobny los spotkał m.in. żywokost lekarski, zioło znane i stosowane powszechnie od starożytności, a ostatnio całkiem zapomniane.


Żywokost lekarski
Symphytum officinale
Pierwsze zapisy o stosowaniu żywokostu lekarskiego odnaleziono w starożytnych księgach greckich i rzymskich. Jego łacińską nazwę Symphytum officinale wywodzi się z greckiego słowa symphyo, oznaczającego łączenie, zrastanie. W języku angielskim nazywa się go comfrey, co pochodzi od łacińskiego confirmare, łączyć.  Rzeczywiście, przetworów z korzenia żywokostu używano w dawnych wiekach do leczenia złamań kości, oparzeń, czyraków, opuchnięć i zadrapań. Związane jest to z dużą zawartością alantoiny, która pobudza usuwanie martwych tkanek, oczyszcza rany i przyspiesza regenerację naskórka.  Obecnie czysta alantoina to popularny składnik kosmetyków i maści ułatwiających gojenie. Korzeń żywokostu bogaty jest również w śluzy roślinne, tak samo jak liście podbiału czy korzeń prawoślazu, więc używano go w chorobach górnych dróg oddechowych przebiegających z suchym kaszlem, katarem i krwiopluciem, także w dolegliwościach żołądkowych (wrzody) i jelitowych oraz do płukania ust przy krwawieniu z dziąseł. Powszechność jego stosowania była bardzo duża jeszcze w pierwszej połowie XX w.
Obecnie z szerokiej listy zastosowań zostało już tylko jedno: zewnętrznie, w postaci maści na opuchnięcia i drobne zadrapania. Wszystkie inne poszły w zapomnienie w drugiej połowie XX w., kiedy okazało się, że korzeń żywokostu jest bogaty także w alkaloidy pirolizydynowe. Związki te działają hepatotoksycznie i genotoksycznie, więc ich stosowanie mogło prowadzić do nadmiernego obciążenia i uszkodzenia wątroby lub do wystąpienia nowotworów. Własności te zostały potwierdzone licznymi badaniami, więc w celach bezpieczeństwa zrezygnowano ze stosowania większości preparatów z żywokostu. Dalsze badania udowodniły, że pochodne pirolizydyny bardzo słabo wchłaniają się przez skórę, więc ich stosowanie na nieuszkodzoną skórę jest bezpieczne. Maści żywokostowej nie powinno się jednak używać na rany oraz u dzieci i młodzieży, ponieważ zawarte w niej potencjalnie niebezpieczne substancje szybciej dostają się do organizmu przez skórę uszkodzoną lub cienką, jak u dzieci.
Zauważyłem, że w zasobach Internetu można odnaleźć liczne przepisy na nalewki, maści oraz inne preparacje z korzenia żywokostu, do zrobienia w domowym zaciszu z ziół zebranych samodzielnie. Niektóre z nich zawierają ostrzeżenie o możliwych działaniach niepożądanych, część jednak nie. Internet jest medium na tyle cierpliwym, że przyjmie każdy „wrzucony” temat, a jednocześnie bardzo nieprzewidywalnym, ponieważ czasem trudno jest zweryfikować odnalezione tam informacje. Gorąco i serdecznie namawiam wszystkich, którzy zamierzają sami leczyć się ziołami, do rozmowy na ten temat z lekarzem lub aptekarzem. Być może w ten sposób uniknie się na przyszłość innych komplikacji zdrowotnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz