O tym blogu

Moje zdjęcie
Magister Michał. Z powołania: szczęśliwy mąż i ojciec. Z zawodu: aptekarz, absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu. Z zamiłowania: bloger. Z przekonania: idealista, który sądzi, że zadaniem aptekarza jest udzielić każdemu wyczerpującej informacji o lekach. Zapraszam do czytania, komentowania i zadawania pytań.

środa, 31 sierpnia 2011

"I kto za to płaci?"

31 sierpnia br. krakowski „Dziennik Polski” napisał o efektach zbiórki przeterminowanych leków, prowadzonej już od kilku lat przez apteki na terenie Krakowa. 10 lat temu, w pierwszym roku akcji zebrano 740 kg niebezpiecznych odpadów. W roku ubiegłym było to już ponad 16 ton, a do końca lipca 2011 r. – prawie 14 ton, więc wygląda na to, że zeszłoroczny rekord zostanie pobity. A to tylko na terenie jednego miasta wojewódzkiego. A gdzie w takim razie pozostałe? Sądzę, że gdzie indziej ilości leków zebranych w takich zbiórkach również idą w tysiące kilogramów.

Z artykułu tego płyną dwa ważne stwierdzenia. Po pierwsze: chwalebną rzeczą jest, że rośnie wśród ludzi świadomość tego, czym tak naprawdę są leki, którym upłynął termin ważności. Niczym innym, tylko odpadem, który należy zutylizować w sposób bezpieczny. Do ulicznego kosza na śmieci wyrzucić ich nie wolno. A nuż ktoś znajdzie, omyłkowo zje i nieszczęście gotowe. Przeterminowany lek to mieszanina chemikaliów o nieznanym składzie i nieznanym działaniu na ludzki organizm. Nieznanym dlatego, że po terminie przydatności do spożycia w leku zachodzi rozkład substancji czynnej, przez co traci ona swoje własności lecznicze, a zyskuje nowe, nierzadko toksyczne. Przewieźć takie odpady na wysypisko komunalne? Też niedobrze. Pojawia się ryzyko skażenia gleby i wód gruntowych. Spalić w domowym piecu CO? Jeszcze gorzej. Cała chemia w momencie powędruje do atmosfery. Dlatego tak ważna jest ich profesjonalna przeróbka, minimalizująca możliwość zatruć i skażeń. Z reguły płaci za nią miasto lub inny organ przeprowadzający zbiórkę. W Krakowie miesięczny koszt zbiórki i utylizacji to niecałe 10 tysięcy złotych. Czy to dużo? Może nie, lepiej byłoby, gdyby te koszty były jak najmniejsze. A to już zależy od pacjentów wykupujących leki.
Po drugie: prawie każda apteka prowadzi promocje typu „lek za 1 grosz”. Dla ludzi o niskich dochodach liczy się każda zaoszczędzona złotówka, więc mając do wyboru insulinę za 1 grosz lub za 3,20 zł, dużo chętniej wybiorą tę pierwszą i nawet poświęcą sporo czasu na dojazd do takiej apteki, jeśli mają do niej daleko. Z drugiej jednak strony „groszówki” stanowią silną pokusę do wykupywania leków na zapas, a o to wcale nietrudno. Pacjent idzie do swojego lekarza podstawowej opieki zdrowotnej i otrzymuje receptę na leki, które mają wystarczyć do następnej wizyty. Potem wystarczy, że poczuje się gorzej, idzie do lekarza jeszcze raz i przy okazji prosi o przepisanie swoich leków. Potem idzie prywatnie do lekarza specjalisty i też dostaje receptę. Wykupić je to żaden problem, w końcu kosztują grosze. I nasz pacjent ma zapas na co najmniej pół roku, a po miesiącu czy dwóch idzie jeszcze raz do swojej przychodni POZ, a tam prowadzący lekarz postanawia zmienić leki na inne…
Przykład może trochę przejaskrawiony, ale sam spotykałem się w pracy z ludźmi myślącymi podobnie. Później przychodzili do mnie z pytaniem, czy nie przyjąłbym tych leków z powrotem. Niestety, takiej praktyki zabrania Prawo Farmaceutyczne. Na każdy preparat, który wchodzi na stan apteki musi być faktura z hurtowni. I w ten sposób drogie nierzadko leki idą na zmarnowanie.
Swoją drogą, ciekawe, czy ktoś oblicza rynkową wartość leków przekazanych do utylizacji? Kwota na pewno byłaby porażająca. Czytałem raz o przypadku, bodajże z Lublina, kiedy ktoś wyrzucił do pojemnika kilka (może kilkanaście?) opakowań drogiej insuliny, tej po ok. 120- 130 zł za opakowanie, którą zapewne udało mu się zakupić za 1 grosz. Bardziej radykalny czytelnik krzyknie od razu „Rozbój w biały dzień!” I będzie miał rację. Takie wyrzucanie leków to marnowanie funduszy Narodowego Funduszu Zdrowia, które tak naprawdę są naszymi pieniędzmi. W końcu każdy przeznacza na składkę zdrowotną aż 9% swoich dochodów brutto. Potem składka wraca do niego w postaci bezpłatnej służby zdrowia i refundowanych leków, więc jeżeli ktoś nakupi ich na zapas, a potem wyrzuci, to niech wie, że w ten sposób okrada siebie sam. A jeżeli później usłyszy, że brakuje pieniędzy na leki, to niech się dwadzieścia razy zastanowi, czy sam się do takiej sytuacji nie przyczynił.
Nie zamierzam tutaj potępiać w czambuł „groszówek”, w końcu dla niektórych to jedyny sposób na zaopatrzenie w tanie lekarstwa. Ale jeżeli ktoś robi sobie kosztem państwa zapasy, to niech się wstydzi, bo robi to przecież także swoim kosztem. I moim też. Jak to było w „Rejsie”?
„I kto za to płaci? Pani płaci, Pan płaci.. Społeczeństwo.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz