O tym blogu

Moje zdjęcie
Magister Michał. Z powołania: szczęśliwy mąż i ojciec. Z zawodu: aptekarz, absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu. Z zamiłowania: bloger. Z przekonania: idealista, który sądzi, że zadaniem aptekarza jest udzielić każdemu wyczerpującej informacji o lekach. Zapraszam do czytania, komentowania i zadawania pytań.

piątek, 8 lipca 2011

Z górnośląskiego zielnika odc. II

Bylica piołun, na Górnym Śląsku zwana „piełonem”, jest rośliną, która pozostawała w użyciu jako lek przez wiele wieków od czasów starożytnych. Z czasem jednak o niej zapomniano i dziś już mało kto pyta o nią w aptece. Mogła przyczynić się do tego „czarna legenda”, która towarzyszy piołunowi od drugiej połowy XIX w.

Bylica piołun Artemisia absinthium
"Piełon"
Nazwa gatunkowa bylicy piołun to Artemisia absinthium (rodzina Asteraceae Złożone). Apulejusz w swoim „Herbarium” wywodzi jej nazwę od bogini Artemidy, która zaniosła pewnego razu ziele piołunu centaurowi Chironowi, który był mędrcem i lekarzem. Chiron poznał jego lecznicze własności i nazwał je imieniem bogini. W starożytności uważano go za remedium w zatruciu szalejem i muchomorem oraz przy ukąszeniu węża morskiego. Jego nazwa stała się także synonimem goryczy, ponieważ jest najbardziej gorzkim z ziół. Prorok Jeremiasz porównuje Bożą karę do jedzenia piołunu. Ostatnia księga Biblii, Apokalipsa św. Jana, piołunem nazywa jedną z plag, która spowoduje zatrucie trzeciej części wód na świecie. W średniowiecznej Anglii kładziono go do szaf z ubraniami, aby odstraszał mole. Używano go też zamiast chmielu do aromatyzowania piwa. Wieki stosowania pokazały, że „piełon” najlepiej działa na przewód pokarmowy. Europejska Agencja Leków w 2009 r. potwierdziła, że można go stosować jako środek pobudzający apetyt (działanie takie mają notabene wszystkie surowce gorzkie) oraz w innych łagodnych problemach trawiennych. Właśnie w tym celu ziele piołunu pojawiało się w górnośląskich ogródkach, niegdyś dość często, obecnie bardzo rzadko. Co mogło stać się przyczyną takiego stanu rzeczy?
Czasem bywa tak, że każdą rzecz można wykorzystać niezgodnie z jej przeznaczeniem. Kiedy pod koniec XIX w. na francuskie winnice spadła długotrwała klęska nieurodzaju, ceny win wzrosły i dorównały cenom trunków wysokoprocentowych. We Francji zapanowała wówczas moda na picie absyntu, likieru destylowanego głównie z piołunu oraz anyżu, kopru włoskiego, hyzopu lub innych aromatycznych ziół. Wkrótce w prasie medycznej zaczęły pojawiać się doniesienia o skutkach nadmiernego spożywania tego napoju. Miały nimi być m.in. bolesne skurcze mięśni, prowadzące nierzadko do drgawek przypominających epilepsję; bezsenność, zaburzenia widzenia, halucynacje oraz delirium. Ostatnim stadium zatrucia było całkowite otępienie i degeneracja sił umysłowych. Znane były liczne opisy okrutnych zbrodni, których sprawcy rzekomo pozostawali pod wpływem absyntu. Przez Europę przełomu wieków przetoczyła się dyskusja na temat toksyczności piołunu, podobna do tych, które obecnie toczą się na temat dopalaczy i narkotyków. Na łamach pisma medycznego „Lancet” publikowano liczne artykuły potwierdzające tę tezę oraz polemiki, w których starano się dowieść, że absyntyzm jest tak naprawdę uzależnieniem od alkoholu. Badania potwierdziły, że depresyjny wpływ na ośrodkowy układ nerwowy wywiera jeden ze składników olejku piołunowego, zwany tujonem. W końcu lobby anty-absyntowe dopięło swego. W 1905 r. produkcji i obrotu zielonym likierem zakazała Szwajcaria, do 1915 r.- Belgia, Stany Zjednoczone, Włochy i Francja, do 1930 r. także Bułgaria i Niemcy, jednak przez cały czas pozostawał on pod lupą naukowców. Pod koniec XX w. zaczęto skłaniać się ku przypuszczeniu, że czysty tujon nie działa tak silnie, jak w połączeniu z alkoholem oraz fenchonem (składnik olejku kopru włoskiego) i pinokamfonem (składnik olejku hyzopowego). Ponadto zwrócono uwagę na fakt, że absynt często bywał nadużywany przez ludzi należących do artystycznej bohemy, których dieta, z racji ich stylu życia, nie była zbyt bogata. A alkohol i inne używki działają silniej na organizmy osłabione.
Przypuszczam, że poczciwy „piełon” padł ofiarą ogólnoświatowej wojny o napój wyskokowy i dlatego obecnie niewielu już pamięta o jego zastosowaniu w ziołolecznictwie. Można je wprawdzie bezpiecznie stosować pod warunkiem nieprzekraczania ustalonych dawek, ale jest to przeciwwskazane u osób do 18 r.ż. oraz zażywających leki wpływające na ośrodkowy układ nerwowy. Sądzę też, że bardzo gorzki smak raczej będzie odpychał niż zachęcał do wypicia np. herbaty z piołunu. Warto jednak uświadomić sobie, że dawniej świat wcale nie był taki idealny, jak mogłoby się wydawać. Też miał problemy, z którymi musiał się zmierzyć i podejmować często radykalne działania, bo w końcu wolność to nie jest pozwolenie na samowolę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz