O tym blogu

Moje zdjęcie
Magister Michał. Z powołania: szczęśliwy mąż i ojciec. Z zawodu: aptekarz, absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu. Z zamiłowania: bloger. Z przekonania: idealista, który sądzi, że zadaniem aptekarza jest udzielić każdemu wyczerpującej informacji o lekach. Zapraszam do czytania, komentowania i zadawania pytań.

piątek, 14 października 2011

"Proszę się nie martwić, zrealizujemy..."

Nikt nie lubi być "odsyłany z kwitkiem" sprzed okienka w urzędzie, niezależnie od tego, ile czasu przed nim spędził. Jeżeli nie udało się czegoś załatwić przez własne zaniedbanie, to można najwyżej mieć pretensje do siebie i starać się na drugi raz nie popełnić tego samego błędu. Jeżeli jednak coś "nie poszło" z winy kogoś innego, to trudno uniknąć zdenerwowania. W aptece takie sytuacje mogą zdarzyć się nadzwyczaj często. Macie rację, chodzi o pomyłki i błędy na receptach, których sprawcami są wypisujący lekarze.
Można by powiedzieć "Pomyłka ludzka rzecz, może się przydarzyć każdemu". To prawda, zwłaszcza obecnie, kiedy kolejki do lekarzy są niesamowicie długie, a oni sami oprócz badania pacjentów mają na głowie także masę papierów do wypełnienia i posegregowania. Ale recepta nie jest takim sobie zwykłym świstkiem papieru. To jest polecenie od medyka dla farmaceuty, aby ten wydał choremu określony lek. W przypadku leków refundowanych recepta pełni również rolę czeku, który uprawnia pacjenta do otrzymania leku za zniżkową odpłatnością, a aptece gwarantuje zwrot refundacji przez miejscowy oddział Narodowego Funduszu Zdrowia. Dlatego tak ważne jest, żeby blankiet był wypisany czytelnie, bez poprawek i skreśleń, żeby zawierał wszystkie niezbędne dane i żeby dało się je odczytać również z pieczątek. Każde takie uchybienie wykryte przy kontroli jest dla NFZ podstawą do odebrania aptece refundacji, nierzadko z dużymi odsetkami. Kilka lat temu media rozpisywały się o właścicielu apteki z Białegostoku, który za minimalne braki formalne na zrealizowanych receptach musiał zwrócić Funduszowi bodajże 300 tysięcy złotych. Aby spłacić ten dług, musiał sprzedać swoją aptekę. Właśnie dlatego personel za okienkiem jest tak wyczulony i dokładnie sprawdza recepty przed realizacją.
Co jednak powinien zrobić farmaceuta, jeśli ktoś poda mu receptę z oczywistym błędem, który może być poprawiony tylko przez lekarza. Na pewno rozwiązaniem nie jest stanowcze odesłanie chorego do lekarza, by ten dokonał poprawki. W końcu to żadna przyjemność wracać do gabinetu, zwłaszcza jeśli spędziło się przed nim kilka godzin, a zdrowie i siły pozwalają jedynie na to, by pójść do domu i tam odpocząć. Tutaj aptekarz powinien wykazać się sprytem i znaleźć takie rozwiązanie, które pozwoliłoby na wydanie leku bez konieczności korygowania ordynacji.
Często zdarza się, że cena leku na zniżkę nie różni się od ceny na 100%. Można wtedy zmienić w komputerze rodzaj odpłatności i to rozwiąże sprawę. Pacjent zapłaci tyle, ile powinien, a NFZ nie będzie się interesował receptą na 100%. Bywa też, że kwota refundacji na danym leku jest minimalna, często nie przekracza 1 zł. Wtedy również można zmienić odpłatność, a cenę odpowiednio obniżyć, żeby była równa cenie zniżkowej. Wiąże się to oczywiście z obniżeniem marży i zysku apteki, ale zadowolony klient jest mimo wszystko cenniejszy, zwłaszcza, kiedy poinformuje się go, że nie musi już wracać do lekarza. Jeżeli kwota refundacji jest wyższa i sprawia, że pacjent, mimo zupełnej rezygnacji apteki z zysku, musiałby zapłacić więcej, niż wynosi cena zniżkowa, to i tak można mu takie rozwiązanie zaproponować. Wiem z doświadczenia, że chorzy czasem się na nie godzą, ponieważ z prostego rachunku wynika im, że powtórna wyprawa do lekarza i do apteki będzie droższa, nie mówiąc już o zaoszczędzonym czasie i nerwach.
A jeżeli ktoś nie godzi się na takie polubowne załatwienie sprawy? Przede wszystkim nie godzą się ci, których leki bez refundacji kosztują bardzo drogo. Takie np. opakowanie insuliny ma stuprocentową cenę w wysokości 100,49 zł. Mało kogo stać na wykupienie jej bez zniżki. Również wtedy aptekarz nie zawsze musi odesłać chorego sprzed okienka. Często realizuje taką receptę i nie odkłada jej od razu do archiwum, tylko sam wybiera się do lekarza, prosić go o odpowiednie poprawki. Podkreślam: nie musi tak robić zawsze. Tutaj liczy się jedynie jego dobra wola, ponieważ najczęściej poświęca na to swój prywatny czas, a jeżeli ma możliwość wyjść w godzinach pracy, to i tak w jakiś sposób przynosi aptece straty, gdyż nie zajmuje się wówczas obsługą pacjentów. Ale zadowolony klient jest jeszcze cenniejszy, nie mówiąc już o refundacji, „uratowanej” przed NFZem. Stanowcza odmowa realizacji recepty z błędem następuje najczęściej wtedy, gdy wizyta farmaceuty u lekarza wiąże się z dalekim wyjazdem lub innymi oczywistymi niedogodnościami.
Widzimy więc, że recepta z błędem nie jest niczym strasznym. Warto jednak zaraz po otrzymaniu blankietu od lekarza przyjrzeć się, czy nie zawiera on w treści skreśleń czy poprawek oraz czy pieczątki są wyraźne. Takie sprawdzenie na pewno pozwoli uniknąć problemów przy realizacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz